sobota, 21 grudnia 2013

Ouderscontact czyli wywiadowkowy maraton z przeszkodami

Ostatni tydzien przyniosl wiele roznych wydarzen w zyciu osobistym. Glownie za sprawa Latorosli. W ostatni czwartek bylo wiec urwanie glowy. Przez wywiadowki. Ze wzgledu na te wszystkie wydarzenia dzien roboczy w tym tygodniu zaczynal mi sie o godz. 3.30 i wracalismy wczesniej do domu (by moc zalatwic rozne sprawy). Dzieki temu ci z nas, ktorzy na Swieta planowali jechac do Polski, pozalatwiali wszystkie sprawy a reszta miala wiecej czasu na zycie rodzinne (i inne sprawy formalne).

Po powrocie do domu wpadlem pod prysznic. Po czym popedzilem do szkoly Zenskiej Latorosli (oczywscie w asyscie samej Latorosli). Szybki spacerek na tramwaj a tam dzikie tlumy. No taak! Cala okolica udaje sie w tym samym celu do szkoly swojej pociechy. Sledzie w beczce zapewne maja wiecej miejsca i w porownaniu do nas raczej mecza sie w luksusie...!

A tam kolejka, jak za starych komunistycznych czasow w PRL-u. Najpierw postalismy w kolejce do Sympatycznej Pani, ktora przydzielila nam nr stolika. Po czym ponad kwadrans oczekiwania na Pania Wychowawczynia. Kolejne 15 min. uplynelo nam na podsuowanie semestru zimowego Zenskiej Latorosli. Kurzgalopkiem na tramwaj i heja do domu. 

Szybka improwizowana kolacja i do szkoly Meskiej Latorosli (tym razem bez zainteresowanej Latorosli a z Piekniejsza Polowa). Kilkanascie minut oczekiwania przed sala zajec. Po czym ok. 20 min. spotkanie z wychowawca Dziedzica.... .



O 20.00 zasiadlem na swojej ulubionej kanapie... I zasnalem :) . Piekniejsza Polowa obudzila mnie abym poszedl spac do sypialni... . Jakby na kanapie bylo mi niewygodnie...!!?!!

Co prawda jedynie we czwartek mialem wywiadowki ale w inne dni tygodnia juz moja Piekniejsza Polowa zadbala o to abym mial podobne atrakcje popoludniowo-wieczorne. Przeciez mamy sezon przygotowan swiatecznych ;) .

Wlasnie dlatego nie starczylo mi czasu aby napisac male co nieco dla mojego przyjaciela Zeglarza zwanego przeze mnie pieszczotliwie Kapitanem.

wtorek, 10 grudnia 2013

Pozdrowienia od inkasenta czyli jak zrobilismy sobie prezent na Gwiazdke

Po powrocie do domu znalazlem w skrzynce miedzy innymi listami pozdrowienia od PIDPY (dostawca wody w naszej okolicy). 

Juz na pierwszej stronie radosna nowina i to nie tylko jedna ale az 3 


A na drugiej stronie same powazne dane ... .


Podstawowym powodem, dlaczego chwale sie przed gronem Szacownych Czytelnikow fakturami za wode, jest przelozenie idei na praktyke. Czyli mowiac wprost po polsku - tak swiadome i etyczne dzialanie przeklada sie na zawartosc naszej kieszeni.

Zanim przejdziemymy do tej eko-etycznej ksiegowosci pare slow wyjasnien:

- jest to faktura za zuzycie wody na pierwszym pietrze naszego domu (gdzie na dobra sprawe wode zuzywa pralka, toaleta oraz wanna),

-  na drugiej stronie jest graficzne zuzycie wody ( rok 2011 zuzycie bez stosowania systemu "analogowej szarej wody", rok 2012 stosowanie systemu "analogowej szarej wody" od czasu do czasu, rok 2013 "analogowa szara woda" stosowana w miare systematycznie),

-  nasza rodzina sklada sie z 4 osob (ale w roku 2011 mielismy sublokatora przez kilka miesiecy w 2012 roku byl mieszkal drugi sublokator przez porownywalny okres),

-  placilismy kwartalna zaliczke w wysokosci 75€.

W 2011 roku mielismy zuzycie wody 395 l dziennie. Kiedy, jak to ujela moja Piekniejsza Polowa, rozpoczalem "strugac wariata ganiajac po chacie z wiaderkami"*, po kilku miesiacach okazalo sie, ze w szkole mojej Zenskiej Latorosli na lekcji przyrody wystartowal projekt "szara woda". Oczywiscie nie omieszkala ona pochwalic sie, ze w naszym domu ten system juz funkcjonuje (czego sie nie robi aby zlapac plusa w szkole ;) . Wychodzi na to, ze antycypowalem ten projekt (calkiem nieswiadomie ;) . Dziedziczka byla wielce zdziwiona tym "ancymonowaniem", ktore jej sie raczej negatywnie kojarzylo a w szkole nauczycielka wielce sobie chwalila moja inicjatywe, stawiajac za wzor w podejsciu do tematyki racjonalnej gospodarki gospodarki woda pitna.

Dzis otrzymalismy (gdyz takiego projektu nie da sie w domu prowadzic samotnie) pisemne potwierdzenie od firmy ze 100-letnia tradycja wraz z nagroda pieniezna wynoszaca ponad 200€ (gdyz oprocz zwrotu 108,40 € nie musimy juz placic faktury za 4 kwartal a nastepna fakture w wysokosci 42 € otrzymamy w lutym). 

Oczywiscie rachunki kwartalne w nastepnym roku beda nizsze. Coz w pierwszym roku sporadycznego  stosowania systemu oszczednosc byla dosc pokazna - prawie 47%, nastepny rok stosowania spowodowal spadek zuzycia o 41,5% w stosunku do roku poprzedzajacego oraz 69% w stosunku do roku 2011. W przeliczeniu na gotowke oznacza to spadek wydatkow z ok. 430€ rocznie do niecalych 185... .

Biorac pod uwage niedoskonalosci naszego systemu "analogowej szarej wody", czyli:

- straty zgromadzonej szarej wody wynosza dzis okolo 50% (i tylko z pierwszego pietra naszego domu gromadzimy szara wode - mozliwosci techniczne nie pozwalaja nam na "szare szalenstwo" na parterze),

- zuzycie wody na obsluge systemu (gruntowne umycie wanny raz dziennie tez zuzywa wode),

- liberalne podejscie w stosunku do gosci (nikogo nie zmuszamy do jego uzywania i z reguly korzystaja z tradycyjnej spluczki),

istnieje jeszcze niewykorzystany potencjal w tym naszym "wiaderkowym" szalenstwie ;) .

Na zakonczenie dodam, ze nie zamierzam stawac w szranki z Remigiuszem i jego oszczednym blogiem. A wrecz przeciwnie - jesli beda przydatne w jakims wpisie informacje z mojego blogu, moze spokojnie dac linka do mojego wpisu!

_______________________________________________________________________
* System skladajacy sie z wanny, w ktorej gromadzimy wode z pralki oraz po ostatniej kapieli oraz 2 wiaderek stanowi system naszej "analogowej szarej wody". 

Naszym marzeniem (a najwiekszym chyba moim, choc wydaje mi sie, ze nie mniej rowniez mojej Piekniejszej Polowy) jest zalozenie "cyfrowej szarej wody" skladajacej sie ze zbiornika na szara wode, systemu filtrow, pompki, oraz oddzielnej sieci rur.

piątek, 6 grudnia 2013

Afrodytyzm, czyli aforyzm na Mikolaja...

Cos mi sie przypomnialo... . I nie bardzo nawet sobie przypominam, skad... :( A moze sam to wymyslilem?!?* Nie wiem! Ale podejrzewam, ze moze to byc dobra recepta (przynajmniej na dobre samopoczucie):

Nie oczekuj niczego 

badz gotowy (a) 
na wszystko!

Piszac dzis tytul poczatkowo sie przejezyczylem ale ostatecznie te przejezyczenie nie jest takie zle!! ;)

Jej Wysokosc Afrodyta w calej krasie!

_______________________________________________________________________
* Co najmniej natchnely mnie wpisy i komentarze (rowniez u mnie na blogu) Szacownej Kiry i Drogiej Basi.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

"Czwarta nad ranem..."

Pobudka juz przed czwarta... ;)

Zapewne czesc z Szacownych Autorow moich ulubionych blogow zastanawia sie o strasznie zwariowanych porach czytania ich wpisow... . W dni powszednie mam czas na swoj poranny rytual w przedziale czasowym 4.00-5.15. Nie tylko taka zmiana zaszla w moich porannych zwyczajach - niestety w zwiazku z tak wczesnym "zrywaniem sie" z cieplutkiego lozka, cappuccino pijam dopiero w okolicy godz. 6.00 (juz w kontenerze na budowie). 

Czasami udaje mi sie wykrzesac o tej wczesnej porze sklecic jakis sensowny komentarz (choc prawde mowiac nie jest to latwe - bo wymagam powolnego i dlugiego startu w nowy dzien ;).  Wieczorem zas, juz po kolacji oraz spelnieniu roznych obowiazkow domowych i rodzicielskich (w tym pomoc mojej Meskiej Latorosli w odrabianiu prac domowych), nie zawsze udaje mi sie zachowac przytomnosc (usiadzie czlowiek na chwile i urywa mu sie wizja i fonia a dziala jedynie naglosnienie ;) :D . 

Weekendami zas plan wyglad najczesciej tak, ze w sobote robimy tygodniowe zakupy oraz generalnie sprzatanie domu (oraz powozow). Sobotnie wieczory (a czasami popoludnia) to spacery dookola Fortu, odwiedziny znajomych lub spokojny wieczor w domu przed kominkiem. Niedziela rozpozyna sie rodzinnym sniadankiem o 9.00. Do obiadu spokojne dzialania rozne. Po obiedzie spacer lub kawa (u znajomych albo u nas). Systematyczna i schematyczna nuda. Ale co najwazniejsze - nam to odpowiada (czasami weekendami wybieramy sie na zwiedzanie - ale w tym roku zaleglosci finansowe mamy tak duze do odrobienia, ze dopiero na wiosne gdzies dalej wyjedziemy...). 

Wyjazd do pracy, praca oraz powrot codziennie zajmuje mi jakies 13 godzin (kawalek dojezdzamy - w ta i z powrotem w sumie bedzie 180 km). Praca hydraulika nie zawsze jest lekka (a w budownictwie przemyslowym to juz na pewno), wiec te kilka miesiecy lenistwa dosc intensywnie i aktywnie wypacam ;) . Moze za jakis czas przyzwyczaje sie do tego systematycznego wysilku - jak na razie pozostaje mi pot i kurz...!!