piątek, 31 maja 2013

E=mc2 czyli o naturze rzeczy

Od czasu kiedy zapoznalem sie z tym genialnym rownaniem, nie od razu zrozumialem jakie wazne przeslanie ze soba niesie (prawde mowiac ciagle sie nad tym zastanawiam). Bo w calej jego prostocie i elegancji jest zaklete nasze istnienie (oraz "wszelkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych").

Sam Mistrz nakierowal mnie na sposob w jaki nalezy rozumiec jego rownanie, mowiac: "Wszyscy bylismy w bledzie. To co nazywamy 'materia', jest energia, ktorej wibracja zostala spowolniona do poziomu odbieranego przez zmysly".

Skad moje nagle zainteresowanie energia, materia i pedem...?!? Nasze rozmowy z moim serdecznym przyjacielem Zeglarzem krazyly wokol pytania: Kim jestesmy? Z uporem maniaka Zeglarz,  pieszczotliwie zwany przeze mnie Kapitanem, powtarzal odpowiedz, ze jestemy skupiskiem energii (bo przeciez "materia" jest zludzeniem wywolanym przez spowolnienie energii). Cala ta materia to olbrzymie puste przestrzenie pomiedzy pokreconymi polami magnetycznymi. Oddzialywania (silne i slabe) trzymaja to wszystko razem (nie chcialbym powiedziec brzydko "w kupie") i powoduje, ze sie radosnie nie przenika... . *

Wlasnie tym jestesmy (tylko w wolniejszej wersji ;)


I tak upada mit o "solidnosci" materii. Samsara...

Skoro wszystko jest energia, ktora jest swietnym nosikiem informacji, to mam nastepne pytanie: skad sie ona wziela? I kolejne: Jak powstala Wielka Pustka, w ktorej nasz Wieloswiat zablysnal? Moze profesor Bobola moblby pomoc nam odpowiedziec na to pytanie?!?

Takie spojrzenie wyjasniac moze po troszke istnienie pomiedzy Imperium Materii Nieozywionej oraz Imperium Zycia Dominium Wirusow (ktore jako zywo istnieja jedynie po to, zeby replikowac informacje). Czy zyjemy w poteznym superkomputerze jako jeden z programow? Czy wszystko to co jest dostepne naszemu "szkielku i oku" a takze naszemu umyslowi jest jedna wielka symulacja komputerowa?

Jesli tak to wystarczyloby poznac kod dostepu i mozemy kierowac rzeczywistoscia... . [1]


Tak sie konczy brak odpowiedzialnego korzystania z praw Matrixu (w wersji obecnie dostepnej dla uzytkownikow z Ziemi).

Jesli z jednej strony mamy energie a z drugie strony mamy informacje, ktora nadaje forme tej energii [2], to moze z tego wynika powstawanie form energii, coraz bardziej swiadomie (a moze i bardziej sensownie, bo niekoniecznie efektywniej) ja ksztaltujacej i swiadomie wplywajacej na jej przeplyw? Tylko czy wtedy to nie sprzeciwialoby sie "zasadzie kopernikanskiej", o ktorej pisal ostatnimi czasy Pan Jacek BoskoWolanski?

Sami juz podejrzewamy, na podstawie obserwacji kosmosu, ze wiekszoc rzeczywistosci jest poza nasza zdolnoscia obserwacji i nadalismy temu nazwy: ciemny przeplyw, ciemna materia (choc bardziej byloby od czasu Einsteina mowic jedynie o ciemnej energii). A moze to nie ta energia i przeplyw sa ciemne, tylko MY? W sensie zakresu poznania rzeczywistosci to dopiero raczkujemy (i nawet nie wiemy skad jestesmy, kim jestesmy, ani dokad idziemy [3] ) a biorac pod uwage, ze predkosc raczkujacych jest niewielka, to wszystko co w naszej rzeczywistosci jest najjasniejsze (bo najszybsze) jest dla nas niedostepne... .

Kwestia naszej marnej predkosci ma wiele aspektow. Od pewnego czasu widze, ze wielokrotne logowanie sie w cyberprzestrzeni jednego komputera spowalnia jego dzialanie... . Hmmm!! Moze tak wlasnie jest z nami?!? Moze jestesmy "zalogowani" w wielu wymiarach, tylko sobie z tego nie zdajemy faktu?? A jesli tak, to w jakis sposob te inne wymiary powinny byc dla nas dostepne (skoro jestesmy w nich "zalogowani", czyli obecni). Tylko jak dotrzec do nich? Jak je poznawac? Nasze 5 zmyslow jest dostosowane do predkosci materii swiata czterowymiarowego?  

Moze nasz 6 zmysl pelni taka funkcje?!? Czy mamy jeszcze jakies inne zmysly, ktorych istnienie podejrzewamy?

Zamieszczam te zdjecie dla wszystkich fanow obu (genialnie kreujacych postacie w tym filmie) aktorow.


Moze telepatia, telekineza (a wlasciwie dzi juz wypada mowic o psychokinezie) oraz inne zjawiska wskazuja na to, ze nasz umysl jest wlasnie tym co nas moze laczyc z roznymi wymiarami (i predkosciami) rzeczywistosci. 

Jesli tak, to stanowi, to posiadamy naturalne zdolnosci, ktorych rozwijanie moze pomoc nam poznawac i zmieniac swiat na lepsze. Powinnismy jednak pamietac, ze to LEPSZE roznie moze byc definiowane i odbierane... . [4]

Wracajac do naszego "spowolnienia", to doskonale ono tlumaczy fakt mojego "wolnomyslicielstwa" ;) . [5]  Choc prawde mowiac jedynie co moze mnie martwic, to to, ze jesli bedzie nam dana nam mozliwosc glebszego poznania otaczajacej nas rzeczywistosci, to najpradopodobniej bedziemy musieli "przyspieszyc", czyli zmienic nasza forme istnienia (na szybsza a co za tym idzie na bardziej swielista :) [6]

Nie wiedzac skad idziemy (ani tez gdzie jestesmy) i dokad zdazamy, to jak mozemy mowic innym jak i dokad maja maszerowac. Moze lepiej byloby przeznaczyc wiecej wysilku i czasu na poznanie nas i wszystkiego co nas otacza, bo z perspektywy Wszechswiata, "nasze potepiencze" i odwieczne "swary" staja sie blache i niewiele wnoszace  do poznania tego co na prawde istotne... .
_______________________________________________________________________
* Podstawowym pytaniem jest to, czy energia i informacja sa odwieczne i czy maja jakis kres?

1. Mam nadzieje, ze nasza ignorancja na temat praw rzadzacych systemem Matrixa bedzie wieksza  niz dzis. I ze za tym pojdzie wieksza odpowiedzialnosc za wlasne czyny... .

2. Jako zywo przypomina mi to rozwazania Platona i Arystotelesa na temat materii i nadajacej jej forme idei...

3. I dopoki nie bedziemy posiadali wiedzy na ten temat, religie beda oczywistym elementem (wraz z caly dobrodziejstwem inwentarza :( naszego zycia spolecznego. Stad religia wraz z przynalezacym do niej aparatem wladzy i przymusu bedzie mogla czynic zlo wsrod ludzi. A im bardziej uniwersalna religia i im wyzsze przekonanie jej czlonkow o moralnej slusznosci, prawdziwosci oraz wyzszosci (nad innymi religiami i pogladami) gloszonych tez, tym wieksze bedzie spustoszenie przez nie wywolywane. Religia nie moze byc (logicznie biorac) lekarstwem na zlo dokonywane przez inne religie (skad inad w imie DOBRA, PRAWDY, MILOSCI, SPRAWIEDLIWOSCI i czesto tez MILOSIERDZIA). 

4. W tym tkwi caly problem z innowacjami - cos co jest lepsze dla Kargula, dla Pawlaka moze byc wrecz gorsze (i wcale nie tylko i wylacznie dlatego, ze te lepsze to Kargul wymyslil). Najmniej szkody  wyrzadzaja takie nowinki wtedy, kiedy przechodza od czlowieka do czlowieka na zasadzie "osmozy" (Nowak podpatrzyl u Kowalskiego i tez se zrobil, kupil etc). Bo nawet jesliby sie okazalo, ze Nowakowi nowy zakup zaszkodzil, to przeciez jest to tylko i wylacznie wina Nowaka (choc problem moze miec o wiele wiekszy zasieg i sile razenia i szkody przyniesc rowniez innym).

5. I wcale nie chodzi tu o moje liberlane poglady na temat moralnosci ;)

6. A co za tym idzie, to i mniej ciemna :D

poniedziałek, 27 maja 2013

Vivere militare est - zycie jest walka - czyli stare dobre malzenstwo

Imperium Organizmow Zywych (Imperium Zycia, o ktorym pisalem juz wczesniej)  (przynajmniej na Ziemi) dziela sie na 3 krolestwa: zwierzat, roslin i grzybow. Miedzy Imperium Zycia a swiatem nieozywionym mamy na pograniczu Dominium Wirusow.

Moze na samym poczatku warto byloby rozpoczac od definiowania czym jest zycie.


Podręcznikowa definicja zycia opiera na wymienieniu czynnosci zyciowych organizmow (z sentymentem wspominam ja, jak i lekcje biologii zarowno ze szkoly podstawowej, jak i z liceum). Wg niej organizm zywy to system, ktory charakteryzuje: 
  • odzywianie
  • oddychanie
  • wzrost i rozwoj
  • samoistny ruch
  • reagowanie na bodźce (pobudliwosc)
  • replikacja - za moich czasow mowiono o rozmnazaniu
  • wydalanie.


Na zakonczenie dodam jeszcze definicje fenomenologiczna. Opisuje ona fakt zycia, ktorego najwazniejsza cecha jest ciagla wymiana materii i energii miedzy zywym organizmem a jego otoczeniem, z utrzymywaniem homeostazy oraz zdolnosc do replikacji czy tez rozmnazania i dziedziczenia cech. Do podtrzymywania wymiany energii z otoczeniem konieczny jest staly wklad wysilku ze strony organizmu. Zatem zycie jest zespolem wzjamenie podtrzymujacych sie procesow metabolicznych zachodzacych w organizmie zywym lub jego poszczegolnych czesciach. Istotna cecha zycia, wywodza sie z naury procesow metabolicznych, jest zdolnosc organizmow zywych do utrzymywania wyzszego poziomu uporzadkowania, a wiec nizszej entropii niz otoczenie, kosztem zuzycia energii.



Trzy Wielkie Krolestwa Zycia zajmuja bardzo czesto ta sama przestrzen geograficzna. Ich wspolistnienie przybiera rozne formy:
1.nie oddzialywuja na siebie - zyja obok siebie nie wchodzac sobie w droge;

2. oddzialywuja na siebie:
- pozytywnie
- negatywnie

Interakcje pozytywne nosza nazwy symbiozy, kiedy kazda ze stron czerpie korzysc ze wspolnego zwiazku. Kiedy zwiazek jest scisly i konieczny mamy do czynienia z symbioza obligatoryjna. Jak zwiazek jest luzniejszy i niekonieczny a czasami jest okresowy. Kiedy zas jeden symbiont zyje wewnatrz innego, mamy do czynienia z endosymbioza;

Wsrod interakcji negatywnych wystepuje:

1. konkurencja - kiedy dwie populacje (zazwyczaj o zblizonych wymaganiach srodowiskowych rywalizuja o ta sama nisze ekologiczna. Wspolzawodnictwo te dotyczy  ograniczonych zasobow srodowiska (pozywienia, miejsce do zycia). W wyniku tego obie populacje traca. Wspolzawodniczyc moga osobniki tego samego gatunku  (konkurencja wewnatrzgatunkowa)[1] lub roznych gatunkow (miedzygatunkowa).

Konkurencja miedzygatunkowa przybiera czasami bardzo agresywne formy...


2. Allelopatia (w tlumaczeniu z greki: wzajemne cierpienie) szkodliwy lub tez korzystny wplyw substancji chemicznych wplyw substancji chemicznych wydzielanych przez rosliny lub grzyby danego gatunku lub pochodzacych z rozkladu tych roslin. Odnosi sie ona glownie do substancji wydzielanych do podloza (np. orzech czarny i wloski oddzialywujacy negatywnie na wzrost innych roslin). 

3. Amensalizm - kiedy obecnosc jednego gatunku i jego czynnosci zyciowe maja wplyw na drugi gatunek (ale jest to zaleznosci jednostronna, wlasciwie drugi gatunek nie wywiera zadnego wplywu na pierwszy). Najbardziej typowym przykladem jest pedzlak produkujacy penicyline (antybiotyk) ogranicza rozwoj bakterii.

4. Drapieznictwo - sposob odzywiania sie polegajacy na zywieniu sie cialem innego organizmu zywego, prowadzac do jego smierci ofiary. [2]


My, sokoly wedrowne, miesozerne i drapiezne jestesmy :)


5. Pasozytnictwo - forma antagonistycznego wspolzycia dwoch organizmow, z ktorych jeden ciagle odnosi korzysci ze wspolzycia a drugi jedynie straty. [3] 

Jak widzimy zycie, oprocz oczywistych stresow oraz zagrozen pochodzacych ze strony materii nieozywionej oraz Dominium Wirusow, narazone jest na pozytywne [4] i negatywne oddzialywania ze strony innych organizmow zywych.


Powyzsza biologiczna lopatologia ma charakter sluzebny w stosunku do dyskusji toczacych sie tu i owdzie w blogosferze.

Napiecia wywolywane przez te wszystkie czynniki sluza tez temu by hartowac organizmy zywe (i nie dopuszczac do ich bastardyzacji). 

Niestety bez stresu i walki zycie jest niemozliwe!


_______________________________________________________________________
1. Konkurencja wewnatrzgatunkowa moze byc bezposrednia (populacje nawzajem sobie szkodza, nawet w sytuacji gdy zasoby srodowiska sa nieograniczone)  oraz posrednia (kiedy populacje wzajemnie sobie szkodza poprzez wykorzystanie ograniczonych zasobow srodowiska).

2. Czlowiek swoja drapiezna nature realizowal pierwotnie (dzis juz w stopniu ograniczonym) poprzez wszelkiego rodzaju lowiectwo. Dzis zastapione ono jest poprzez symbioze w formie hodowli zwierzat oraz uprawy roslin. Hehehehe! Choc moj druh serdeczny Zeglarz twierdzi, ze to raczej rosliny nas, ludzi "udomowily" i od tej pory ludzie sa w sluzbie roslin.

3. Pasozytnictwo jest terminem uzywanym rowniez w socjologii opisujacy sytuacje, kiedy osoba zdolna do pracy prowadzi prozniaczy tryb zycia (nie wykazujac zadnej ochoty do podjecia pracy).

4. Allelopatyczne pozytywne oddzialywania sa tego rodzaju pozytywnym stresem.

niedziela, 26 maja 2013

Lewiatan - czyli czy kto widzial Dziub-dziuba?

Piekna jest ta bestia... . Nieprawdaz ?!? I do tego jak mowi Pismo - rodzaju zenskiego!

W ostatnich tygodniach panstwo (i to az dwa rozne!!) przypomnialy mi o sobie o swoim istnieniu: w Polsce musialem zlozyc przed koncem kwietnia PIT a wczoraj Federale Overheidsdienst FINANCIEN van Koninkrijk België przyslala mi Aangifte in de Personenbelasting (czyli odpowiednik naszego PITu). *

I choc byloby to na czasie aby protestowac przeciw PIToleniu. Panstwowa pazernosc strasznie mnie denerwuje, bo skoro zaden z rzadow ani nie dal mi pracy, to dlaczego chce za to pobierac oplaty?!? Dlaczego ktos kto jest bardziej przedsiebiorczy i pracowity ma placic jeszcze tym co mu w pracy przeszkadzaja (i do tego czesto chca go zniszczyc?)? Lub doplacac pod przymusem przez panstwowe agentury tym co w sposob nieuczciwy z nim konkuruja (bo kimze sa ci bezrobotni, co to jednego dnia biora zasilek a drugiego pracuja sobie "na czarno" czyli bez zadnych przymusowych taryf nakladanych przez Lewiatana)?
Maly Ksiaze raczyl przybyc z tej galerii.

Pomijam to, ze panstwa jako takiego nikt nie widzial (choc jak mowi Antoine de Saint-Exupéry w "Malym Ksieciu": "Najwazniejsze jest ukryte dla oczu").  Jednak fenomenologia podpowiada nam, ze nie jest to istotne, czy panstwo istnieje czy nie, wazne jest to, ze ludzie zachowywali sie, tak jakby istnialo.

Agenci Lewiatana to byty juz bardziej materialne (w przypadku agend jedynie skorupy w postaci budynkow, nie zawsze najpiekniejszej architektury). Ale i to nie jest tak istotne (mimo, ze czesc z tych agentow potrafia niezle dokuczyc). 
No agenci Lewiatana nie zawsze maja taka klase jak agent Matrixu Smith.

Panstwo mozna porownac do mrowiska (choc zdecydowanie mrowki sa lepiej zorganizowane :). Dzieki wspolnej zaleznosci, hierarchii oraz specjalizacji obie spolecznosci moga istniec i poszerzac swoje wladztwo. Zasada zaleznosci i przynaleznosci do mrowiska jest prosta - krolowa-matka powila wiekszosc mieszkancow mrowiska (nie dotyczy to podbitych kolonii, ktore przechodza rodzaj adopcji poprzez oznaczenie ich przez krolowa tym samym zapachem, ktory wydziela ona i ktorym oznaczone sa rowniez jej genetyczne dzieci). Miejsce w hierarchii okreslony jest przez specjalizacje danej mrowki, ktora otrzymuje ja wraz z zestawem genow od matki. 

Relacja podleglosci-nadrzednosci wynika z genetyki. Mieszkancy mrowiska sa posluszne krolowej, bo ona jest ich matka! A matka dziala dla dobra swojego oraz dobra swych dzieci (jest to tak scisla zaleznosc, ze specjalisci mowia o superorganizmie). Czyli obok genetyki druga zasada wspolnego zycia i dzialania jest milosc i wspolczucie.

Z organizacja panstwa jest nieco inaczej... . I choc uwazamy, ze bedac czlonkami tego samego narodu, posiadamy wspolnego mitycznego przodka (i mam nadzieje, ze nasi potomkowie beda tez uwazaly za Naszego Wielkiego Przodka Lecha a nie Walese, czy tez Lech Poznan).

Dla potomnych - oto przodkowie 3 narodow slowianskich (od prawej): Lech, Czech i Rus.

I choc potrzeba zakladania grup spolecznych wynika u ludzi z tego samego zrodla, jak i u mrowek (z natury). I z natury bierze sie rowniez potrzeba hierarchii. Taka naturalna spolecznoscia jest rodzina a w dalszej kolejnosci rod, klan i ostatecznie narod (choc to ostatnie wynika raczej z przekonania (rzeczywistego czy tez mitycznego, to nie takie istotne, szczegolnie, ze skutki sa takie same). 

Struktura wladzy w takiej naturalnej spolecznosci, tez jest naturalna (wladze sprawuje ojciec i matka lub dziadek i babcia a w przypadku klanu/narodu/ potomek w linii prostej zalozyciela danej grupy). Ona rowniez jest oparta na pokrewienstwie, milosci i wspolczuciu (do momentu, w ktorym ktos probuje podwazyc istniejacy porzadek spoleczny; w tym momencie sprawna wladza zastosuje jakas forme przymusu adekwatna do przewinienia oraz kondycji buntownika - np. stad sie wziely klapsy ;) ).

Niestety z powodu nieumiarkowania oraz pychy jedne rody zaczely podporzadkowywac sobie, najczesciej sila i podstepem zadziej bazujac na obopolnej zgodzie, inne. I tak powstaly pierwsze panstwa. 

Czy one sa naturalna konsekwencja naszej natury, jak twierdzi pan Jacek z Boskiej Woli, czy tez jak twierdzili inni, jest to wynik takiej czy innej umowy spolecznej (Platon, Hobbes, Locke, Rousseau czy Proudhon), to nie jest istotne, gdyz w tym momencie nie ma innej alternatywy (a nawet gdy mielismy mozliwosc sprawdzenia alternatywnych opcji po odkryciu Nowego Swiata, to i tak wrocilismy jako gatunek do panstwa). [1]

Niezaleznie od formy sprawowancyh rzadow w danym panstwie poddani sa posluszni w oparciu o jakas zasade. I tak pojawia sie monarchia lub republika. 

Poniewaz, jak pisze Pan Jacek, "Ludzie z natury są krótkowzroczni, głupi, skłonni do ulegania emocjom, leniwi, zawistni i podatni na manipulację", nalezaloby ograniczyc wplyw czynnika ludzkiego. Prosciej to uczynic, kiedy wprowadzimy system z jasnym kryterium odpowiedzialnosci. A latwiej jest okreslic i kontrolowac odpowiedzialnosc za podjete decyzje kiedy liczba "wladcow" jest mniejsza. Koszty utrzymania takiego aparatu jest tez nizsza. 

Prostszym, wymagajacym mniej nakladow oraz z jasna hierarchia wladzy i zakresem odpowiedzialnosci jest monarchia.

W przypadku monarchii dochodzi jeszcze jeden czynnik psychologiczny (wladza oczywiscie demoralizuje). W przypadku rozbudowanej do granic mozliwosci biurokracji demokratycznej, poczucie odpowiedzialnosci za dzialania jest prawie zadna. Poczucie pewnej wspolnoty z poddanymi rowniez.

W przypadku kiedy system zostal wytracony ze stanu homeostazy przez monarche w wyniku celowego dzialania (lub przez jego nieodpowiedzialnosc lub glupote), to jasne jest kto zawinil. Jesli do tego monarcha nie podejmuje zadnych krokow naprawczych (lub przynajmniej nie zaprzestaje dzialan szkodliwych), to moze byc pewien buntu. [2]

W przypadku demokracji "cisnienie spoleczne" moze byc ewentualnie kanalizowane przez wybory (do ktorych jako wyborcy w skrajnym przypadku przystepuja jedynie beneficjenci systemu, czyli urzednicy, ich rodziny oraz wszyscy "biznesowo" powiazani z aparatem panstwowym). Po czym wladza odtrabia "kolejny sukces demokracji" gdzie w wyborach wzielo udzial 10-20% uprawnionych do glosowania (w wiekszosci beneficjenci) i "wiekszosc wybrala" nastepna ekipe "specjalistow". [3]

Poniewaz systemy proste sa bardziej niezawodne ( np.: taki cep) i sprawniej dzialaja, nalezaloby uproscic system sprawowania wladzy. 

Na jaki? Taki, na ktory kazdy z poddanych wyraza swoja zgode w oparciu o pewne zasady funkcjonwania... .

Przy czy nie nalezy zapominac jednej bardzo waznej sprawy jesli chodzi o funkcjonowanie Lewiatana: wladza panstwowa jest wladza polegajaca na GWALCIE (jest to wladza ograniczenia, nakazu, zakazu i niszczenia), niezaleznie czy styl wladzy oparty jest na zasadzie: "zarzadzania przez wstyd", czy tez "zarzadzania przez strach".

Wniosek z tego, ze niezaleznie od dobrych checi i zapewnien politykow, nawet prowadzenie "polityki milosci" niewiele z istoty wladzy panstwowej zmieni. W tym kontekscie "polityka milosci" jest gwaltem na poddanych... .

Poniewaz wladza Lewiatana jest to WLADZA GWALTU ZINSTYTUCJONALIZOWANEGO dla dobra systemu spolecznego powinna byc ograniczona. Na pytanie: jak daleko wladza panstwowa, moze ingerowac w zycie poddanych, mozna odpowiedziec z zastosowaniem zasady pomocniczosci. Powyzsza zasade stosuje sie nie tylko do panstwa jako organizacji ale tez do wszystkich instytucji spolecznych. Szerzej na ten temat napisze w przyszlosci.

Dlatego tez, jesli ktos (a w szczegolnosci politycy, nie istotne jakiego szczebla), chce cos dla Ciebie Drogi Czytelniku zrobic (i szczegolnie jak ma to byc pomoc nieodplatna) i motywowuje to slowanmi: "Przeciez ja chce zrobic tobie dorze!" - zastanow sie, czy chcesz byc ofiara gwaltu... .

_______________________________________________________________________
* Poczatki tego tekstu datowane sa na poczatek maja 2013. Wpis dojrzewal do publikacji a ja dojrzewalem do jego dokonczenia.

1. Podejmujac probe likwidacji naturalnych tworow spolecznych wystepujacych na nowoodkrytych terenach (rody i plemiona).

2. Wlasnie dzieki temu, ze monarcha obiawia sie buntu nie jest tak sklonny do nauszania praw nabytych. Zawsze oczywiscie moze rzadzic zelazna reka ale wtedy wiekszosc sil porzadkowych musialaby byc pochodzenia obcego, co rodzi niebezpieczenstwo puczu prowadzonego przez najpopularniejszego w wojsku generala.

3. Reszta poddanych najczesciej juz nie wierzy w system.

piątek, 24 maja 2013

Vitae ultima ratio est - czyli, ze nie zawsze mors ma racje!

Troche zmienilem znane wszystkim powiedzenie: Mors ultima ratio est, czyli jak to wyszlo mojej meskiej latorosli (kiedy poprosil mnie o wytlumaczenie), ze ostateczna racje ma mors... Dzieki Bogu, ze nie pingwiny z Madagaskaru ;) .

Geralt z Jaskrem wielokroc przy ognisku wiedli rozmowy na temat zycia...  [1]



Pomiedzy dwoma Wielkimi Imperiami: Imperium Organizmow Zywych i Materii Nieozywionej znajduje sie Krolestwo (a moze i Ksiestwo) Wirusow, ktorzy jako zywo ani do jednego ani do drugiego Imperium nie nalezy... Zreszta wszystkie 3 dominia w pewnym stopniu sie przenikaja i sa ze soba w rozny sposob powiazane... .

To co istnieje (wg. teorii Wielkiego Buuum) powstalo z wybuchu energii, ktora stygnac (i zwalniajac) poczela sie zamieniac w materie... . Przypomina mi to wlaczenie lampy kineskopowej. Ale o ile wiem co to kineskop i skad sie wzial w nim prad. Tak do dzis trudno komukolwiek powiedziec skad sie wzial wszechswiat i kto wlaczyl prad.

Wielki Wybuch w miniaturze...

W wieklim skrocie... . Po pewnym czasie Wielki Tygiel ostygl na tyle by materia z plazmy przeszla w stan plynny po czym, w wyniku dalszego stygniecia, duza czesc materii sie zespolila, czesc lata po wszechswiecie w postaci gazu a czesc pali sie jak latarnie morskie...

I na tych stygnacach kamyczkach zaczelo powstawac Zycie... . Jedni mowia, ze samorzutnie, inni twierdza, ze byla Interwencja Sil Wyzszych. Niezaleznie od tego, jak sie na to zapatrujemy (i z punktu naszych dzisiejszych rozwazan nie jest najwazniejsze), zycie powstalo i zaczelo swoja Wielka Podroz po kosmosie. 

W pewnym momencie wyladowalo na obrzezu Galaktyki Drogi Mlecznej na planecie Ziemia... . I tak zaczely sie nasze problemy... . Zanim zycie zajelo caly glob, organizmy walczyly o przetrwanie wsrod niesprzyjajacych warunkow srodowiskowych. Jak juz Imperium Zycia zajelo wszystkie mozliwe przestrzenie do zajecia, zaczela sie walka na smierc i zycie pomiedzy organizmami zywymi (tzn; wczesniej tez to wystepowalo ale nie bylo az tak dotkliwe, bo jak sie od jednego przeciwnika ucieklo, to wpadalo sie drugiemu pod nos). Oczywiscie istnienie obok siebie roznych organizmow przybieralo przerozne formy od wspolpracy, przez obojetne zajmowanie wspolnej przestrzeni, po antagonistyczne (ale to temat na co najmniej oddzielny wpis!).

Jak dawniej mawiano: "Zycie to nie je bajka! To je bitwa!"


Sensem zycia jest jego istnienie i podtrzymywanie. Tylko i az tyle! Z punktu widzenia Zycia nie jest istotne, czy dany pantofelek, chlorella, dab, petunia, slon, czy Kowalski istnieje.... . Chyba, ze jest to ostatni pantofelek, chlorella, dab, petunia, slon, czy tez Nowak (coby sie Kowalski nie obrazil ;) .

Dla naszego gatunku, narodu, plemienia, czy rodu, jestesmy wazni o ile spelniamy nasze funkcje w ramach kazdego z tych systemow spolecznych. Tak poza tym nasze istnienie jest niezbyt wazne. I choc jestesmy unikalni (dopoki nie bedzie nas na tyle duzo, zeby pojawila sie statystyczna pewnosc, ze istnieja duplikaty genetyczne lub dopoki nie zaczniemy sie klonowac). 

Dlatego, ze jestesmy unikalni, stanowi o naszej wartosci. Nasza "uzytecznosc spoleczna" definiowana przez nasze umiejetnosci, stan posiadania, pozycje spoleczna itd. okresla na ile jestesmy wazni dla innych. Ale ona moze sie szybko zmienic... .

Jak temu zaradzic...??? Trzeba budowac wlasna, wewnetrzna wartosc. Gromadzic bogactwo, ktorego nam nikt nie zabierze. Gromadzic wiedze, doskonalic wlasne talenty, realizowac marzenia (male i wielkie), dbac o wlasne zdrowie, wlasna rodzine, wybrac i przetestowac przyjaciela albo dwoch... . Cieszyc sie zyciem!!! Radosci proste sa najwazniejsze, bo z chwil sklada sie nasze zycie... .

Jaki jest sens zycia? Taki jak go sobie zdefiniujemy - kazdy z nas jest inny i co innego bedzie stanowilo o wewnetrznym bogactwie czlowieka. 

Nie zapominajmy o tym, ze jestesmy najwazniejsi na swiecie przede wszystkim dla samych siebie (i czasami tez dla naszych najblizszych, choc nie jest to warunek konieczny!). 

Kochajmy sie, tzn.:

- najpierw pokochajmy samego siebie
- a wtedy bedziemy gotowi do tego aby moc kochac innych.

Taak... Do takich rozwazan czlowieka doprowadzaja rozmowy z zenska latorosla...

_______________________________________________________________________
1. Nie majac pewnosci co do tego czy slimak ma uczucia, odbieranie mu prawa do milosci byloby zbrodnia!

środa, 22 maja 2013

Chow bezstajenny w Belgii - krotki fotoreportarz

Przy porannym cappuccino przeczytalem dzis, jak zwykle ineteresujacy, wpis Pana Jacka z Boskiej Woli na temat chowu bezstajennego.

W Belgii jest to dosc popularny (przynajmniej w mojej najblizszej okolicy) sposob chowu koniowatych. Czy to wynika z prawie, ze przyslowiowej oszczednosci Belgow, czy tez z innych powodow? Trudno mi powiedziec... . 

Przyda sie te pare fotek z niedzielnego wypadu... . Niestety nadal mamy buro, chmurno i ponuro... . Choc chwilowo jest przerwa "w dostawie" deszczu ;)


Tak wyglada wiata, pod ktora konie noce spedzaja przez caly rok.


Dzialka jest w sam raz - ma w przyblizeniu 2 ha.

W oddali 2 jednoplciowe koniowate.


A tu troche blizej...


Jednego z nich udalo mi sie "ustrzelic" z blizszej odleglosci...


A drugiego dluzsza chwilke potem...


Pierwszy ogierek czesciej sie ustawial bardziej "twarzowa" czescia ciala niz ten drugi ;)


Czesto spaceruje w ich poblizu i zawsze koniowate sa szczesliwe... .



UZUPELNIENIE

Korzystajac z przerwy w "dostawach deszczu" zobilem jeszcze fotke wiaty od strony gospodarskiej.

Na pierwszym planie "halda konskiego urobku".
Za zielona plandeka jest magazyn na obrok oraz wiory sluzace do zasypywania haldy.

wtorek, 21 maja 2013

Pociski V1 i V2 - czyli jak marzenia o lotach w kosmos sie spelniaja

W niedziele rodzinny nasz wypad byl bardzo owocny. Jedna mala wzmianke na ten temat juz popelnilem... . Dzien byl taki emocjonujacy, nie tylko pelen wrazen ale i masy informacji i inspirujacych tematow.... .

Mimo paskudnej pogody, dzis na moim blogu zajasnialo swiatelko w tunelu :)


Wczorajszy dzien nie sluzyl zanadto dokonywania nowych wpisow na blogu a to za sprawa kilku sprzezonych ze soba faktow:

1. wrocila do nas jesienna belgijska slota :( A co za tym idzie rowniez biomet spadl na leb, na szyje (w moim przypadku w lepetyne oberwalem i nawet  .),

nie bardzo sie nadawalem do dyskusji - Futrzak i blogosfera swiadkiem...

2. w zwiazku z przypadajacymi w niedziele Zielonymi Swiatkami, w poniedzialek w Belgii mielismy dzien wolny od pracy (i od szkoly),

3. wiadomo, ze w  czasie deszczu dzieci sie nudza - a moja meska latorosl, szczegolnie jak nie moze dzialac w terenie lub czegos kontruowac, to znudzona jest gorzej od mopsa... . No i wtedy, umieram, czy tez mam powrot zywych trupow - wszystko jest niewazne - trzeba sie nim zajac (albo Piekniejsza Polowa urzadzi mi Armageddon ;).

Dzis mam ociupinke komfortu, wiec zabralem sie do wpisu... .

W ramach duzej, regionalnej imprezy sportowo-rekreacyjno-edukacyjnej FORTENGORDEL 2013, dzieki, ktorej mielismy okazje wejsc do czesci Fortu II, ktora na co dzien jest zamknieta.

Otwarta szeroko brama zapraszala do wejscia na teren, ktory codziennie jest niedostepny... .



A oto dowod... 
Tabliczka, ktora we wszystkich krajach broni prawa wlasnosci jednych ludzi i ograniczajaca ciekawosc i wolnosc poruszania sie innych...


Na miejscu oczywiscie bylo cale mnostwo atrakcji (o czym pewnie napisze innym razem ;) . Jedna z atrakcji bylo muzeum atakow V1 i V2, ktorych ofiara padla rowniez Antwerpia.


Za jedna z takich bram starych fortowych koszar jest wejscie do muzem...


A zaraz za brama czekala nas niespodzianka - dwa fragmenty silnikow rakiet V2 znalezionych w Antwerpii.

A powyzej koncowki silnikow rakiet V2 - u gory schemat V1 i V2 (od prawej).


Wejscia na wlasciwa sale ekspozycji bronil zolnierz aliancki.
Zolnierz w gotowosci bojowej - tak na wszelki wypadek ;)

Centralnie ulokowana jest replika V2 - naturalnie w zmniejszona.... Przed nia na stolikach elementy V2 oraz maly model V2.

Zaslonieta od gory siatkami maskujacymi replika V2 w samym centrum ekspozycji.


Zbiornik na CO2, ktory wytrzymywal cisnienie 300 atmosfer.

Grafitowa oslona wylotu gazow

Model wyrzutni V1 (poligon rakietowy V1-V2 ulokowany byl na wyspie Uznam).


Schemat V2 sfotografowany przez moja latorosl.
Ciekawe w jakim celu to zrobil?!? Powiedzial, ze bedzie mu to potrzebne w przyszlosci ;)


Na scianach masa technicznych informacji na temat obu pociskow...

Na samym koncu sali byla rekonstrukcja pomieszczen budynkow zniszczonych przez ataki latajacej bomby V1 oraz pierwszej rakiety balistycznej V2. Szczesciem wtedy nikt nie zginal... Ale budynki trzeba bylo gruntownie remontowac!!

Pomieszczenia wyposazone sa w sprzety z epoki...

A na to zwrocila uwage moja meska latorosl...

Tworca obu pociskow, Werner von Braun, zafascynowany w dziecinstwie zapewne proza Juliusza Verne'a oraz w mlodosci opracowaniami Obertha, mial marzenie aby poleciec w kosmos. Po wojnie jego marzenia sie spelnily - zostal pierwszym z dyrektorow lotow NASA (zostawiwszy na niej swoje pietno w postaci strategii podboju przestrzeni kosmicznej, zwanej jako "paradygmat von Brauna").


Warto miec marzenia (bo nie tylko koniecznosci napedzaja rozwoj). Trzeba jedynie uwazac, kto pomaga nam w ich realizacji. I warto sobie zadawac pytanie: 

Na zaplacenie jakiej ceny ja/ludzkosc mozemy sobie pozwolic aby realizowac nasze marzenia...?!?



A tak wyglada jedno z marzen mojego syna...
RAKIETA KOSMICZNA!!










niedziela, 19 maja 2013

Bezkrwawe niedzielne lowy - czyli wesoly zywot lesnych ludzi

Pewnego dnia dalem Indiance pewna obietnice... . Minely deszczowe tygodnie i po wczorajszej mojej prosbie o slonce - Indianka przyslala duuuzo sloneczka :) . Dzieki temu moge spelnic moja obietnice!


Popatrzcie na to blyszczace sloncem drzewo!
Dzieki Indianko!

Mijajac lsniace w sloncu bialym kwieciem drzewo ruszylem razem z moja meska latorosla na lowy... .

Ruszylismy w zielona gestwine...

Idac ciagle brzegiem przepieknej fosy Fortu II...

I natknelismy sie na pierwsza zwierzyne lowna... , ktora oczywiscie latorosl wziela na cel...

Pierwszy ustrzelony byl kaczor krzyzowki...

Szczescie mu dopisywalo... . Za chwile pojawily sie nastepne cele... .

Bach! Bach! I ma nastepne dwa kaczory (w sumie strzal byl jeden ;)

Ruszylismy dalej... . Mijajac piekne widoki...

Kto by pomyslal, ze to jest jedynie fosa...

I nagle ukazal nam sie widok powodujacy silne bicie serca i wrecz wrzenie krwi...


Dzieki naszemu sprzetowi mysliwskiemu jednym strzalem upolowalismy kilkanascie sztuk.
Robin Hood i Old Shatterhand przy mojej ratolosli, to cienkie Bolki ;)


Syci tryumfami mysliwskimi pozwolilismy aby nas wiodla droga...

A sciezka nasza byla kreta...

I niezbyt szeroka...

I choc zdawalo sie, ze ja gubilismy wsrob bezkresnych traw lak pieknie polozonych na fortowych plantach...

Malownicza laczka z gorkami dla szalencow rowerowych...

A czasami wsrod bezkresnej gestwiny...


Z ktorej niespodziewanie dla nas wychynal niespodziewany zwierz...

Nagle na naszej drodze stanal nam nieoczekiwanie skaut... .

Zachowalismy sie co prawda jak pewien lord z opowiadania hrabiego Czynskiego (ze "Znachora")... . Tylko, ze nasz zwierz nie byl taki wlochaty... . Ani w wyniku ustrzelenia nie ucierpial na zdrowiu ;)

Nie mielismy wyjscia - zupelnie jak Legia Cudzoziemska musielismy maszerowac do przodu!! A gaszcz lesny zdawal sie nie do przebycia... .

I jak tu przejsc ten bor (150m x 350m)??!!


Nagle nasze oczy porazilo jasne slonce i nieoczekiwanie dla nas samych wyszlismy prosto na taki widoczek...


Ale po dokladniejszym przyjrzeniu sie temu magicznemu widokowi bylismy niestety pewni, ze nici ze szklaneczki boskiego nektaru o kolorze bursztynu... :(

Zaszlismy wiate tez i z przodu... . 
Tylko gdzie te koniowate?!?

Intrygujacy brak koniowatych szybko sie wyjasnil, gdy poszlismy ciutke dalej...

Sa dwa koniki!! Niestety jednoplciowe...

Po czym droga nas zawiodla znowu w zielona gestwine...

Szeroka i jasna...

zawiodla nas znowu nad wode...

Gdzie w oddali, sposrod bujnej roslinnej wegetacji wychynal fragment umocnien fortowych...

Tak od strony wody wyglada fortowy port...

Aby nie zaprzepascic zadnej okazji do upolowania ciekawego okazu ruszylismy w dalsza droge brzegiem wody...

Ta fosa jest wprost niesamowita...

A jakze!! Nie myslil nas instynkt mysliwego i po chwili mielismy kolejne trofeum...

Pieknie nam sie ten gesior wystawil, nieprawdaz..?!?

Dalsza nasza wedrowka byla coraz trudniejsza. Drzewa zdawaly sie nam zachodzic droge...

Mozna sie zakochac w tym zakatku...

Aby nagle ustapic nam miejsca ... . Gdzie dywan pieknych traw scielil nam sie pod nogi...
Miejscami planty sa porosniete pieknymi lakami... .


I jak tu nie chwalic lak umajonych... . 



Oraz drzew pokrytych pieknym kwieciem...




Az pewne znaki wyprowadzily nas w kierunku cywilizacji...

Jedna z dwoch "psich laczek " wyprowadzila nas z zielonej gluszy...

Na tym skonczyly sie nasze przygody wsrod zielonych ostepow fortowych... . Ale nasza przygoda trwala nadal...  [1]

_______________________________________________________________________
1. Dalsze przygody wesolych lesnych ludzi w odmetach historii znajdziesz Drogi Czytelniku w nastepnych wpisach na tym blogu.